Kiedy myślałam o województwie śląskim, miałam wrażenie, że jest szary. W końcu to tu są największe kopalnie, a do tego blokowiska, które mają zapewniać dach nad głową ich pracownikom. Jak bardzo byłam w błędzie, bo wbrew temu stereotypowi, to właśnie barwę kolorów wspominam, gdy pomyśle o naszej tygodniowej wycieczce, odkrywania tego fascynującego województwa.
Na pierwszym miejscu postawiłabym zieleń. Bujną, cudowną i wszechobecną. Mam takie poczucie dzikości, gdy wspominam Jezioro Żywieckie oraz górującą nad nim górę Żar. Niesamowite było nie tylko zobaczyć to z ziemi, ale również z powietrza, bo góra ta słynie z lotów paralotnią, czego oczywiście nie mogłam sobie odmówić i ja. Gdy leciałam nad ziemią i mogłam to niesamowite miejsce podziwiać z góry, pomyślałam sobie ‘”dlaczego?”, „dlaczego tak rzadko słyszę o tym miejscu?”. Można tu spędzić cały dzień, zatrzymać się na Zaporze Tresna, popływać kajakiem lub rowerkiem wodnym, odpocząć na plaży, zjeść pyszną rybkę. Można wdrapać się na górę Żar lub wjechać na nią kolejką, zjechać rowerem po fantastycznie przygotowanych trasą lub jak ja sfrunąć na dół. Można zrobić to wszystko i ciągle czuć, że chce się więcej. Stanąć na drodze i na chwile zatrzymać czas by jak najwięcej nacieszyć się naturą.
To nie jedyne zielone miejsce, Śląsk ma ich zdecydowanie więcej. Rajcza to mała górska miejscowość gdzie choć życie mieszkańców płynie tak jak strumień przylegający do niej, wolno i do przodu. Często słyszymy słowa slow live i to idealnie pasuje do tego miejsca. W Apartamentach Rajcza, czuliśmy się jak u siebie. Aż żal było gnać by zobaczyć więcej. Tu nie ma turystów, tu są goście. Nie mieliśmy poczucia, że jesteśmy na chwile, poczuliśmy gościnność. Wdrapaliśmy się na pobliską górkę, którą poleciła nam właścicielka apartamentów, dzieci biegały po łące, a my czuliśmy wdzięczność. Nie tylko za to co widzimy, ale za ludzi których możemy poznać w tej podróży.
Uwielbiamy góry, moim marzeniem było zabrać dzieciaki do schroniska, po raz pierwszy na noc. Nie mogło paść inaczej niż na Rysiankę. 4 kilometry w jedną stronę, niby nie dużo, ale nogi czuły szczególnie te małe. Wyruszyliśmy w Złatnej, tachając plecaki pod góre gotowi na przygodę. Schronisko to nie hotel, to coś więcej. Wspólna łazienka na korytarzu, buty wystawione przed drzwi pokoju po całym dniu wędrówki, to nic złego – to idealna okazja, żeby poznać się bliżej z innymi ludźmi. Widok ze schroniska jest niesamowity i choć trudno było wstać o 5 rano to bardzo chciałam zobaczyć wschód słońca w takim miejscu. Nie byliśmy sami, co chwile ktoś się wyłaniał, a to para na ławce, a to głowa wynurzająca się z namiotu. To nie było moje, ten moment i ta chwila, tylko nasze. Zjecie tam tak dobrze jak u babci, a gdy przy porannej kawie życzycie komuś dobrego dnia, to z nadzieją, że wasze drogie, gdzieś jeszcze się skrzyżują na górskich szlakach.
I jeśli chodzi o góry, to nie można zapomnieć o Żywieckiej piątce. Pogoda nie była dla nas łaskawa, gdy tylko wjechaliśmy do Wisły lunęło ścianą deszczu. Mieliśmy szczęście, że na ten dzień nocleg zaplanowany było w hotelu Crystal Moutain. Przede wszystkim robi on wrażenie wow! Ale wiecie takie totalne wow. Widok z pokoju zapierał dech w piersiach. Aquapark dostarczył dzieciom nie małych atrakcji, a hotelowa restauracja niesamowitych doznań wzrokowych i smakowych. Jeśli nie można wjechać na górę bo pogoda na to nie pozwala – cóż można tam na chwile zamieszkać.
Gdybym miała namalować taką mapę śląska samymi barwami to ważnym kolorem prócz zieleni byłby turkus. Śląskie Malediwy a dokładnie park gródek w Jaworznie, niesamowite miejsce, które pokazuje, że to czym obdarzyła nas natura można w pomysłowy i ciekawy sposób wykorzystać by go uwypuklić ale nie zasłonić.
Ale ten turkus to nie tylko w tym miejscu, z tym kolorem kojarzy mi się również stolica województwa Katowice! Kiedy zwiedzaliśmy miasto pomyślałam sobie „wow! Jacy Ci ludzie są kolorowi, odważni i weseli”. Ten panujący eklektyzm totalnie mnie zachwycił, bo tuż przy zabytkowym budynku Teatru stoją palmy, jeden budynek jakby zupełnie nie pasuje do drugiego, a przy tym masz wrażenie, że czemu nie, jest barwnie. Katowice nie tylko wpłyną na zmysł wzroku, to Ważne Miejsce, które zabrało mi ten zmysł wyostrzyło inne. Bar w którym nie tylko pysznie zjecie ale możecie tego doświadczyć w totalnych ciemnościach. To było doświadczenie, które zabrałam ze sobą już na resztę mojego życia.
Życie tam toczy się wokół parku śląskiego, mieliśmy szczęście, że spaliśmy w Park Inn by Radisson i mogliśmy wpadać tam dosłownie w chwile, zwiedzając śląskie Zoo czy przejechać się kolejką. Barwność ale i dużo uśmiechu dostarczyła nam również wizyta w Legendii rodzinnym parku rozrywki.
Czerwień – tak zdecydowanie czerwień, musi się w tym zestawieniu kolorystycznym pokazać! Nikoszowiec, mieliście kiedyś wrażenie, że świat się gdzieś zatrzymał. Ja tak miałam tam i to było fajne przeżycie. Móc znowu poczuć smak lodów z PRL’u, wypić oranżadę z butelki. Świat gna do przodu, a tam jakby nikomu to nie przeszkadzał, tylko ochotę masz wyciągnąć smartfon, aby tą chwile zatrzymać na dłużej.
Wbrew pozorom nie spędziliśmy tak dużo czasu w aucie. Spędziliśmy ją raczej na zachwycie „Mamo! Spójrz Arendell” tak dokładnie zareagowało moje dziecko, gdy zwiedzaliśmy zamki szlakiem Orlich Gniazd. Zamek w Bobolicach, czy Zamek Ogrodzieniec sprawił, że w tej barwnej przygodzie jest stempelek w piaskowym kolorze.
Przenieśliśmy się tez na Odludzie, do domu w Dębowcu. Jest on usytuowany w przepięknym miejscu nad jeziorem. Ogromny dom, najpiękniejszy w jakim byłam, do którego chciałabym zabrać przyjaciół i rodzinę. Niby Na Odludziu, ale to właśnie tylko ludzi, tych najbliższych mi tam brakowało, by zrobić im poranną kawę i przynieść misę truskawek.
I moglibyśmy się stamtąd nie ruszać gdyby nie to, że śląski Cieszyn był tak blisko. Dobra, z tym miejscem jakoś nie kojarzy mi się jakiś kolor, za to i tak dostaje ode mnie mocną piątkę za całokształt. Super przygotowany na turystów, wszędzie tabliczki z informacjami i z miejsca na miejsce dostawaliśmy się z łatwością. W sercu mimo wielu miejsc, głównie historycznych najbardziej zapadł jednak cieszyńska Wenecja.
Choć w tym wpisie jest na końcu to dla nas była początkiem przygody – Częstochowa. Chyba inaczej nie mogłabym ją namalować niż bielą. Jasna Góra to nie tylko miejsce ważne religijnie ale i historycznie. Częstochowa jednak dala nam znać, że jest tam dużo więcej niż tylko to znane wzgórze.
